Efekt sufitowy w uzależnieniu – czym jest i jak sobie z nim poradzić

Centrum Krajna

Trzeźwienie zaczyna się od decyzji – chcę się uwolnić od substancji. Początkowa motywacja może być bardzo silna, a wsparcie terapeutyczne i pierwsze efekty abstynencji niemal uskrzydlające. Jest wspaniale, życie bez alkoholu wydaje się tęczowe. I wtedy przychodzi on – efekt sufitowy, który jest jak ołowiana czapka. Trzeźwe życie nie wydaje się już takie super. To bardzo niebezpieczna faza wychodzenia z nałogu, w której warto zachować szczególną czujność i zatroszczyć się o siebie.

Niektórym osobom uzależnionym wydaje się, że najtrudniejsze w procesie trzeźwienia jest podjęcie decyzji, że chce się kroczyć tą drogą. Oczywiście odstawienie alkoholu czy innej substancji uzależniającej samo w sobie jest ogromnym, nie zawsze łatwym wyzwaniem. Niestety jednak to nie działa tak, że jeśli już zbierzesz w sobie siły, zdecydujesz się na utrzymanie abstynencji i skorzystasz ze wsparcia terapeutycznego, wszystko pójdzie jak z płatka. Po drodze może pojawić się całe mnóstwo przeszkód, które niektórym osobom niestety skutecznie podcinają skrzydła. Jedną z nich jest efekt sufitowy, zwany też pułapowym.

Najpierw się unosisz na chmurce…

Wytatuowany mężczyzna w okularach wydychający dym papierosowy

Żeby zrozumieć, jak działa efekt sufitu w terapii, trzeba wiedzieć, co go zwykle poprzedza. To bardzo często tzw. „miodowy miesiąc” czy też „faza różowej chmurki”. Kiedy po latach zatruwania swojego organizmu toksynami decydujesz się od nich uwolnić, po początkowej trudnej fazie związanej z zespołem abstynencyjnym, pojawia się coraz jaśniejsze światełko w tunelu. Nadzieja, optymizm, radość. Skoro dajesz radę wytrwać w abstynencji, Twój entuzjazm stopniowo narasta i często zamienia się niemal w euforię.

Życie bez używek wydaje się piękne, zachwyca każdy trzeźwy dzień, poranki bez kaca, słońce, trzeźwe rozmowy z ludźmi, posiłki jedzone z apetytem, a nie na siłę, praca, która cieszy, a nie obciąża. Na tym etapie możesz mieć w sobie nieskończone pokłady energii i radości z drobiazgów, takich jak smak kawy czy zwyczajny z pozoru spacer z psem. Świat wydaje się Twoim sprzymierzeńcem, unosisz się od rana do wieczora trzydzieści centymetrów ponad chodnikami. Gdy udaje Ci się na tym etapie odmówić alkoholu czy narkotyków, czujesz się niemal jak John Wick po zwycięskim starciu z rosyjską mafią. Triumf, gloria i chwała!

Poprawa stanu zdrowia i wyglądu

O niebo lepiej niż w czynnym uzależnieniu czujesz się też fizycznie. Organizm się wstępnie zregenerował, więc dostajesz sporo „nagród” za swoje trudy – lepiej wyglądasz, sińce pod oczami są jakby mniej widoczne, masz ładniejszą cerę, a buzię coraz mniej opuchniętą, lepiej też śpisz, masz apetyt i ochotę na rowerowe wypady czy inną aktywność. Jest dobrze, a nawet superdoskonale! Jesteś z siebie nieskończenie dumny, widzisz, że Twoje działania przynoszą efekty, chce Ci się chcieć. Gdyby na tej „różowej chmurce” można było pozostać do końca życia, byłoby wspaniale, a trzeźwienie byłoby jak bułka z masłem, a nawet toną miodu na dokładkę. Tyle że niestety tak nie jest. U większości osób ta mięciutka słodka bułeczka w pewnym momencie zamienia się w twardego suchara, który smakuje jak tektura. Odechciewa Ci się. Nie tak miało być.

Wytatuowany mężczyzna stojący przy ścianie

…a potem uderzasz głową w sufit

Było tak pięknie i nagle zaczyna dziać się coś niepokojącego. Twoja motywacja stopniowo i niepostrzeżenie spada. Już nie chce Ci się biegać na mityngi, spotkania terapeutyczne zaczynają Cię nudzić. Twój ogromny zapał miał przecież służyć temu, by wrócić do życia, czerpać z niego pełnymi garściami, cieszyć się każdym dniem. Teraz z przykrością konstatujesz, że to, czego tak pragnąłeś, decydując się na terapię, jest cholernie rozczarowujące… Zaczyna Cię dobijać monotonia, każdy dzień wydaje się podobny do poprzedniego, pełen rutyny. Nie dzieje się nic spektakularnego, jest nudno i przewidywalnie. „I to właśnie ma być ta nagroda? O to w tym wszystkim chodziło?!” – takie właśnie pytania mogą kołatać Ci się po głowie.

Okazuje się, że świat wokół wcale nie docenia Twoich trudów. Problemy o dziwo nie zniknęły, ba, wydaje się, że jest ich coraz więcej. Nie ma jednak tego, co zwykle choć na chwilę dawało rozluźnienie i pozwalało „złapać oddech” – nie ma używki. To wydaje Ci się niesprawiedliwe. Dodatkowo męczy Cię narastająca frustracja i złość, nie do końca wiadomo, na co i na kogo skierowana, a także wrażenie, że nikt Cię nie rozumie, nikt tak naprawdę nie wie, co przeżywasz, jesteś samotny i niedoceniany w swoich wysiłkach. Miały być fanfary, a jest tak nijako, że jeśli ta beznadzieja ma być Twoją codziennością, to „wielkie dzięki za taką trzeźwość”.

Efekt sufitowy, czyli nawrót

Być może w tym momencie zaczynasz analizować, że przecież już wiele wiesz o swoim uzależnieniu, „odrobiłeś lekcje” na spotkaniach terapeutycznych, umiesz nie pić czy nie ćpać. Czujesz się pewnie, mocno trzymasz lejce. W efekcie sufitowym charakterystyczne jest to, że powraca iluzja kontroli nad używką, nadmierne poczucie pewności i pewien rodzaj arogancji, która może zmienić się w pychę. Łatwo na tym etapie zapomnieć, skąd się przyszło. W głowie zacierają się korzenie, jakimi jest przecież ciężka choroba – postępująca, nieuleczalna i śmiertelna.

Niestety, gdy dotykasz głową sufitu, takie terapeutyczne „slogany” nie przekonują Cię już tak jak kiedyś. Wydawać Ci się mogą nawet mocno przesadzone, żeby nie powiedzieć wyssane z palca. Przecież czułeś się super po odstawieniu substancji, więc o jakiej śmiertelności tu mowa?! Bez przesady. To właśnie ten niebezpieczny moment, kiedy znów dochodzą do głosu stare mechanizmy zachowań, które rządziły w czynnym uzależnieniu. Powrót do systemu iluzji i zaprzeczeń, minimalizowanie skutków uzależnienia, obśmiewanie czy racjonalizowanie – to wszystko wraca teraz niczym bumerang.

Spadek motywacji w efekcie sufitowym

W tym stanie możesz czuć także ogromny smutek. Z jednej strony żal za utraconą radością, która w Twojej głowie znów zaczyna się wiązać z zażywaniem, z drugiej przygnębienie faktem, że Twoje nowe życie wcale nie jest fajne. Jest jałowe i pozbawione sensu. Ten smutek i brak wiary może zaowocować tym, że zrezygnujesz z dalszych starań – po co, skoro to ma tak wyglądać? Przecież robiłeś wszystko tak, jak trzeba, słuchałeś zaleceń, wprowadzałeś zmiany, a teraz walisz głową w sufit. Możesz myśleć, że przecież nie masz siły go przebić. Że żadne wysiłki niczego już nie zmienia, że to najwyraźniej nie działa, a cała ta trzeźwość jest totalnie przereklamowana.

W tym momencie masz dwa wyjścia. Albo cofniesz się, ulegniesz głodom, które też w efekcie sufitowym dają się mocniej we znaki, i po prostu zaliczysz nawrót z zapiciem/zaćpaniem. Albo zaakceptujesz fakt, że taki stan jest w trzeźwieniu zupełnie naturalnym etapem i przejdziesz go z pomocą terapeuty, grupy, bliskich, osób na mityngu, a potem wskoczysz na kolejny level. To jest możliwe.

Jak sobie radzić z efektem sufitowym?

Wytatuowany mężczyzna z brodą i długimi włosami, siedzący na schodach przed fioletowymi drzwiami

Przede wszystkim – zaakceptować go. Owszem, jest nieprzyjemny. Ale też prawda o nim jest taka, że dotyczy znakomitej większości uzależnionych osób, które wkraczają na trzeźwą ścieżkę. Świadomość, że nie ty jeden przechodzisz przez te katusze, może dodać Ci otuchy. Każdy tak ma, naprawdę. To w ogóle nie oznacza, że „źle” trzeźwiejesz, że coś robisz nie tak, że jesteś jakimś odosobnionym przypadkiem, że terapia nie działa. Działa, i to jest jeden z jej etapów.

Teraz jeszcze bardziej niż kiedyś potrzebujesz ludzi. Pamiętasz, że pije się samemu, ale trzeźwieć można tylko z ludźmi? Przypomnij sobie o tym. Jeśli kusi Cię, by zrezygnować ze spotkania grupowego, idź na nie na siłę. Zaprowadź ciało, głowa też skorzysta. Nie siedź sam, mieląc we własnej głowie coraz to nowe wątpliwości – podziel się nimi. Na pewno usłyszysz „mam/miałem to samo”, a już samo to, że swoje rozterki możesz przeżywać kolektywnie, da Ci ogromną ulgę. Ktoś, kto był w tym samym miejscu miesiąc temu i się wygrzebał, wrócił na prostą, może być dla Ciebie ogromną inspiracją. Nie ukrywaj przez bliskimi tego, w jakim jesteś stanie. Nie udawaj gladiatora, skoro czujesz się jak mały żuczek. Masz moment słabości i tyle. Jeśli się tym podzielisz, może dostaniesz wsparcie, które tak bardzo jest Ci teraz potrzebne? Nie zaszkodzi spróbować.

Znajdź oparcie

Zastanów się, co może pozytywnie Cię nakręcić, wrócić Ci choćby mały zapał. Może powrót do ćwiczeń, może wolontariat, może nauka chińskiego albo kurs gotowania, może organizacja spływu kajakowego dla znajomych. Wymyśl cokolwiek, co wzbudza w Tobie choćby odrobinę chęci do działania i po prostu to zrób. Efekty przyjdą same. I pamiętaj, że tak jak wszystko, to również minie. Efekt sufitowy nie będzie trwał wiecznie, a jeśli uda Ci się go przejść i nie poddać się, zyskasz ogromne poczucie siły i sprawczości.

Jeśli doświadczasz trudności w trzeźwieniu, Twoja motywacja spada, czujesz, że jesteś na zakręcie i boisz się, że nie dasz rady – jesteśmy. Nasi terapeuci doskonale znają efekt sufitowy i wiedzą, z czym się mierzysz. Wiedzą też, jak Ci pomóc. Czekamy na Ciebie pod nr tel. 531 432 011. To wszystko naprawdę jest do przejścia, o ile nie idziesz sam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skontaktuj się z nami

Jeśli trudno Ci zadzwonić, to zostaw swoje dane, a nasz terapeuta wkrótce oddzwoni i razem z Tobą przejdziemy przez prosty proces rezerwacji miejsca w ośrodku terapii uzależnień Krajna.





    Twoje dane będą przetwarzane zgodnie z naszą polityką prywatności.